McDonald’s na Świętokrzyskiej kończy dzisiaj działalność

McDonald's na Świętokrzyskiej kończy dzisiaj działalność
Dziś w historii polskiego oddziału McDonald’s kończy się pewna epoka. Sieć zamyka swoją pierwszą polską restaurację.

Pierwszy lokal McDonald’s w naszym kraju otworzono 17 czerwca 1992 roku w specjalnie do tego celu wzniesionym budynku na rogu warszawskich ulic Świętokrzy­skiej i Marszałkowskiej. Była to jedna z pierwszych restauracji sieci w całym dawnym bloku państw komunistycz­nych (wcześniej otworzono McDonalda m.in. w Moskwie). Dziś, po 22 latach działania, obiekt zostanie zamknięty. Powodem jest rozbiórka sąsiedniego domu handlowego Sezam i budowa nowego biurowca w miejscu zarówno Sezamu, jak i McDondalda.

Wkroczenie słynnej amerykańskiej firmy do Polski było wydarzeniem o znaczeniu nie tylko konsumenckim, ale też politycznym. Pierwszego dnia w restauracji pojawili się ważni polscy politycy. Wstęgę przecinał Jacek Kuroń. Imprezę szczegółowo relacjonowała „Gazeta Wyborcza”. Dziennikarze opisali m.in. ówczesne ceny hamburgerów:

W stołecznym McDonaldzie można zjeść Big Maca (dwa hamburgery z mięsa wołowego, sałata, cebula, bułka sezamowa za 25 tys. zł), hamburgery (podwójny – 17 tys. zł), cheeseburgery (podwójny – 21 tys. zł), frytki (małe – 7 tys. zł, duże – 10 tys. zł), lody (10 tys. zł), wypić coca-colę (11 tys. zł), sok jabłkowy (9 tys. zł), koktajl shake (waniliowy, truskawkowy, czekoladowy – 12 tys. zł), kawę (6 tys. zł).

Jak się okazało, pochodzenie jedzenia w pierwszym McDonaldzie było bardzo międzynarodowe:

Od nowego roku wszystkie potrawy mają być robione z polskich produktów. Na razie mleko pochodzi z warszawskiej Woli, napoje z gdyńskiej rozlewni Coca-Coli, soki z Hortexu, sałata z Jeleniej Góry, mięso z Niemiec, a frytki z moskiewskiej restauracji McDonald’s – wyjaśniali dziennikarze „Gazety Wyborczej”.

Oprócz polityków i gwiazd mediów w McDonaldzie pojawiły się też tysiące warszawiaków. Obsługa ledwie nadążała z realizacją zamówień. Klienci byli zachwyceni, ale krytyk kulinarny Piotr Bikont nie był zbyt zadowolony. Porównywał ofertę polskiego McDonalda z tym światowym i narzekał na mocno ograniczony wybór dań i słabą jakość:

Mały, cienki i wybitnie suchy kotlet wołowy, bez żadnych dodatków poza cieniutkim plasterkiem konserwowego ogórka, zakrawa na kpinę. Także i frytki są grubo poniżej standardu, robi się je z ziemniaków o zdecydowanie niskiej jakości. Nieodzowny zarówno do hamburgerów, jak i do frytek ketchup dostaje się spod lady, i to tylko na bardzo wyraźne życzenie. (…) Zdumiewająco skromny jest wybór dań – wyłącznie hamburger, cheeseburger i Big Mac. A gdzie paluszki rybne? Gdzie panierowane kawałki kurczaka?

Bikont przewidywał, że McDonald nie poradzi sobie na polskim rynku, wypełnionym już lokalnymi budkami z polskim fast foodem. Czas zweryfikował te prognozy. Mnie osobiście jest smutno, patrząc jak zmieniają się kultowe i wręcz historyczne dla pokoleń miejsca w Warszawie.

Grzybu

Komentarze