Miał być nowoczesny plac do ćwiczeń…

Miał być nowoczesny plac do ćwiczeń...

Ponad 950 głosów – tyle osób było za przyjęciem rekreacyjnego projektu na warszawskim Gocławiu. Jednak o ostatecznym kształcie inwestycji, która finansowana jest z budżetu partycypacyjnego miasta, zadecydowała tylko jedna osoba – architekt, który jest również autorem projektu przebudowy Parku nad Balatonem, gdzie powstał placyk do ćwiczeń.

Jak informuje portal tvnwarszawa.pl, zgodnie z projektem miejsce do ćwiczeń kalistenicznych – czyli plac na którym znajdują się urządzenia do treningów siłowych opartych na wykorzystaniu własnej masy ciała – miał kosztować ok. 80 tys zł. Jednak urzędnicy wydali 34 tys zł i zamiast obiecanych kilkunastu maszyn, powstała jedna. Dlaczego tak się stało i  co zrobiono ze środkami, których nie wykorzystano?

Rzecznik Pragi – Południe Jerzy Gierszewski wyjaśnia, że urzędnicy realizują pomysł na tyle, na ile pozwalają na to obowiązujące przepisy. Projekt placu został zmodyfikowany ze względu na lokalizację w Parku nad Balatonem. Informuje, że park był niedawno rewitalizowany, zgodnie z przygotowanym projektem i każda ingerencja musiała uzyskać zgodę projektanta.

Po rozpatrzeniu sprawy szerzej, okazuje się, że urzędnicy nie zadbali o przekazanie praw autorskich do projektu. Czego konsekwencją jest pozbawienie praw do decydowanie o tym, co zostanie wybudowane w parku po restauracji. Dlatego teraz, aby mogła powstać jakakolwiek inwestycja na terenie parku, należy uzyskać zgodę projektanta.

Urzędnicy twierdzą, że architekt nie był chętny pomysłowi utworzenia placu do ćwiczeń kalistenicznych. Przyznają, że możliwość wdrążenia projektu w życie mogła być dokładniej zbadana przed głosowaniem mieszkańców i wykorzystaniem budżetu partycypacyjnego miasta.

Grzybu

Komentarze